Na chińskich blachach 2 – Trumpchi on the road

Potwierdzamy, że przechodzenie przez chińskie ulice przypomina rundkę w pamiętną grę komputerową, w której skaczemy biedną żabą przez ulicę pełną pędzących aut. Stojąc wielokrotnie na białej linii przedzielającej pasy jezdni i czekając na szczęście, zdołaliśmy domyślić się pewnych prawidłowości. Najważniejszą z nich jest to, że zielone światło dla ciebie, jako pieszego, wcale nie oznacza: idź! Zielone światło znaczy, że najpierw pojadą ci, którzy skręcają w prawo z ulicy przez którą chcesz przejść oraz ci, dla których ulica, przez którą planujesz się przedostać stanowi cel skrętu w prawo. Ale nie wiemy, czy tak jest zawsze, czy tak się po prostu sprawy układają na najczęściej uczęszczanych przez nas skrzyżowaniach.

 

Żeby oddać sprawiedliwość, chcemy powiedzieć, że chyba 4 razy chińscy kierowcy ustępowali nam pierwszeństwa, przy czym dwa wcale nie były uzasadnione tym, że alternatywą mógł być wypadek. To były zwyczajne przejawy grzeczności.

Oddajemy głos Magdzie Stoszek-Deng (jeśli potrzebujecie tłumaczenia z lub na chiński: http://pl.mojechiny.com/), jedynej odnalezionej przez nas Polce mieszkającej na stałe w Harbinie. Magda jest w temacie, bo przygotowuje się do chińskiego egzaminu na prawo jazdy.

 

Co prawda nie wyjechałam jeszcze oficjalnie na chińskie drogi, ale postaram się podzielić kilkoma spostrzeżeniami. Chińska teoria różni się od polskiej. Nie tylko jest znacznie więcej znaków poziomych: linie podłużne, przerywane, kratkowane, kolorowe, zakreskowane koła, prostokąty – cała gama, od której można dostać oczopląsu, ale część zasad jest inna, np. nie ma reguły prawej ręki. Teoria jest pięknie dopracowana i przewidziana na każdą możliwą okazję, szkoda tylko, że nikt jej w praktyce nie przestrzega! Panuje zasada, że większy ma pierwszeństwo. Bolesne okazuje się to w przypadku ciężarówek, na przykład przewożących rozmaite materiały budowlane, które z dziką prędkością przelatują na czerwonym świetle oraz znienacka wyłaniają się z ciemności na nieoświetlonych ulicach w nocy. Niestety, ogromna część śmiertelnych wypadków jest spowodowana właśnie przez nie. Straszne wypadki z udziałem pieszych można zobaczyć codziennie w internecie, chociaż w Harbinie wydaje się być lepiej niż na południu kraju. Reguły dotyczące prawa jazdy, jak i cała masa innych reguł w Chinach, ulegają stopniowemu zaostrzeniu w stosunku do tego, co było dawniej. Mój mąż, zdając egzamin kilkanaście lat temu, musiał po prostu rozwinąć prędkość i jechać do przodu, zmieniając biegi od 1 do 5. Teraz egzamin składa się z kilku części, ale nadal zdarzają się przypadki, że ktoś go sobie po prostu kupuje. Na drodze zobaczyć można wszystko, normą są cztery rzędy samochodów na trzech pasach, skuterki, rowerki i piesi w najmniej spodziewanym momencie, zmiana pasów lub skręcanie bez najmniejszej sygnalizacji, czy choćby spojrzenia w tę stronę, a także radosna jazda pod prąd, np. w uliczce jednokierunkowej, która momentalnie się blokuje. Moja chińska rodzina, chcąc wspomóc mnie dobrą radą przed egzaminem, nie koncentrowała się za bardzo na bezpieczeństwie jazdy, ale na niewjeżdżaniu na linie. Okazuje się, że głównym zajęciem miejscowej policji jest ustawianie pustych aut w strategicznych miejscach (skrzyżowanie, zjazd z mostu), które to auta przez cały dzień robią zdjęcia tym, którzy najadą na linię. Innych działań drogówki praktycznie się nie obserwuje.

Problemy na chińskiej drodze biorą się przede wszystkim z tego, że coraz więcej osób ma samochody lub inne pojazdy – a Chińczyków jak wiadomo jest dużo (zbyt dużo, jak mówią sami Chińczycy).

W weekendy i wolne dni na chińskich drogach widuje się kolumny samochodów weselnych, które zastąpiły dawne lektyki. Kwestią honoru i twarzy* jest zgromadzenie jak największej liczby jak najlepszych aut, które korowodem jadą po pannę młodą – często są to auta jednej marki, w jednym kolorze. Może to czasami ulegać modyfikacji, np. ktoś, kto ma firmę budowlaną może do tego dodać kolumnę koparek czy walców. W przypadku naprawdę pomyślnej daty, gdy wiele par decyduje się na urządzenie wesela, korowody takie mijają się i spotykają, a czasem mieszają ze sobą, co prowadzi do pomyłek. Chińskie wesela gromadzą licznych gości i może chwilę potrwać, zanim się ktoś zorientuje, że wylądował u obcych sobie ludzi.

 

*zachowanie twarzy – nie pisaliśmy o tym na naszym blogu, zostawiamy to sinologom, ale jest to jedno z kluczowych pojęć, potrzebnych żeby zrozumieć chińską kulturę i motywacje Chińczyków.

 

Na dokładkę prezentujemy trochę zdjęć motoryzacyjnych. Chcesz pojeździć Bydem, Havalem, Trumpchim albo Great Wallem? To możliwie chyba tylko w Chinach. Dowiedzieliśmy się, że marki krajowe zrobiły się dość popularne w ostatnich latach.

Poza tym są tu niemal wszystkie auta znane z naszych ulic. W Harbinie królują SUV-y, im większe tym lepsze – harbińczycy mają do nich zaufanie jeśli chodzi o bezpieczeństwo i jazdę w zimie. Dużą popularnością cieszą się auta niemieckie, co do jakości których panuje powszechny konsensus. W przypadku niektórych modeli, przedłuża się je w stosunku do tych sprzedawanych poza Chinami, np. popularna taksówka to VW Jetta starego typu. Starsi harbińczycy wspominają z rozrzewnieniem polonezy, warszawy i wołgi.